Matka zabójcy Adamowicza ujawniła, co jej syn mówił w trakcie spotkań. „Mamo, mówią, że kogoś zabiłem”
Sąd wyznaczył datę kolejnego procesu w sprawie Stefana Wilmonta na 18 stycznia.
Po raz ostatni Jolanta Wilmont widziała syna w połowie września
Matka nożownika, zabójcy Adamowicza, przyznała w rozmowie z WP Magazynem, opublikowanej 18 stycznia, że „często płacze”. Ostatni raz widziała się z synem 15 września 2023 roku. – Od kilku miesięcy nie dostaję jednak zgody Sądu Apelacyjnego na widzenie – ujawniła. Podczas ostatniego spotkania „był bardzo apatyczny, spowolniały”. – W przeszłości bywał bardzo pobudzony, nieustannie coś opowiadał, gestykulował. Tym razem siedział przygnębiony – mówi Jolanta Wilmont.
Zabójca Adamowicza powiedział bliskim, że nie chce, by przysyłali mu paczki. – I tak je ślę – mówi jego matka. Twierdzi, że jest w złym stanie. – Wszystko mu jedno. (...) Od września wysłałam synowi kilka listów i kartkę świąteczną. Nie odpisał. (...) Może Stefan jest chory i całymi dniami leży? (...) Jest we mnie lęk, że któregoś dnia zadzwoni telefon i usłyszę w słuchawce, że on nie żyje – powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską.
Matka nożownika chciałaby, by sąd wziął pod uwagę pierwszą opinię biegłych
W kontekście wyroku Jolanta Wilmont powiedziała, że „nie sądzi”, by ten został zmieniony. – Sędzia bazuje na drugiej i trzeciej opinii biegłych, a nie na pierwszej, która mówiła o niepoczytalności Stefana – powiedziała. Jej zdaniem „wyrok jest okrutny”. – Rozmawiamy o chorym człowieku. Nawet strażnicy mówili mi na widzeniach: „pani syn chodzi w kółko i mówi od rzeczy” – mówi.
Kobieta nie chce usprawiedliwiać czynu syna, bo „jego czynu nie da się usprawiedliwić”. Nie nastawia się również, że kiedykolwiek opuści miejsce odosobnienia. Jolanta Wilmont nie chce dla niego kary 10, a może 15 lat pozbawienia wolności. Nie godzi się jednak, by był „sądzony jako zdrowy człowiek”.
Wspominając pierwszą obserwację psychiatryczną, Wilmont powiedziała, że jej syn nie wyglądał dobrze. Miał „długie włosy”, „paznokcie” i „brodę”. „Mamo, mówią, że kogoś zabiłem. To prawda?” – miał ponoć pytać.
Kobieta potępia tragiczne zdarzenie z 2019 roku
Mówiąc o krzywdzie, matka oskarżonego powiedziała, że wyrządził ją „prezydentowi”, „jego rodzinie”, „sobie” i „swoim bliskim” – wymieniała. Pytana, czy taką zbrodnię można wybaczyć, powiedziała, że „jest to możliwe”. W 2007 roku w wypadku zginął jej pierwszy mąż. Musiał upłynąć czas, by przebaczyła sprawcy zdarzenia. Podkreśliła jednak, że „wybaczenie” nie jest tym samym, co „zapomnienie”.
– Wiem, że bliscy prezydenta są w terapii. Chciałabym, żeby wiedzieli, że też cierpię i bardzo potępiam to, co zrobił mój syn. Odebranie życia jest najgorszą rzeczą, jaką można wyrządzić drugiemu człowiekowi – podkreśliła kobieta. Sama przebaczyła już synowi.
Na pytanie o uśmiech syna przy odczytywaniu wyroku powiedziała Wirtualnej Polsce, że odczytuje to, jako „objaw choroby”. – Zdrowy człowiek by tak przecież nie reagował – oceniła. Rozmawiała z nim o tym, jednak miał być wtedy „przygaszony”, a nie „szczycić się zachowaniem”. Ponownie zwróciła uwagę na opinię biegłych w sprawie niepoczytalności.
Niepokojące zachowanie Stefana Wilmonta. Matka twierdzi, że „słyszał głosy”
Matka Wilmonta twierdzi, że jej syn miał widzieć w więzieniu „głowy wychodzące z telewizora” czy „słyszeć głosy”. Później dostał leki na schizofrenię, których nie przyjmował regularnie. Gdy jednak je brał, jego matka widziała poprawę.
Będąc dzieckiem czy nastolatkiem, Wilmont miał być spokojną osobą, choć nie chciał chodzić do szkoły. Matka mężczyzny podkreśliła, że nie pochodził z patologicznej rodziny.
– Już zawsze będę matką człowieka, który zabił. Cieszę się, że Stefan żyje. Ale czasem zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby być matką człowieka, który na przykład ucierpiał w poważnym wypadku – poddaje niekiedy rozważaniom. Wyznała, że dziś czuje się „przegrana jako matka”.
Rozmówczyni Wirtualnej Polski uważa, że Adamowicz stał się dla niej bliski
Przyznała, że chciałaby prywatnie spotkać się z matką prezydenta. Chciałaby „stanąć przed nią z pokorą i pochyloną głową, a także przeprosić”. – W jakimś sensie jej syn stał się dla mnie kimś bliskim – mówi w rozmowie z WP Magazynem.
Nie wiadomo, czy będzie mogła uczestniczyć w kolejnej – apelacyjnej – rozprawie. Zależy to od decyzji sądu. Liczy na „złagodzenie wyroku”, ale „nie ma wielkiej nadziei'”. – Chciałabym, żeby mimo zbrodni ludzie widzieli w nim człowieka. I człowieka we mnie. Żeby zrozumieli moje uczucia – czytamy.
Adamowicz zmarł 13 stycznia 2019 roku. 27-letni mężczyzna nagle wtargnął na scenę
Prezydent Paweł Adamowicz został kilkukrotnie dźgnięty nożem 13 stycznia 2019 roku, w trakcie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku. Do tragicznego zdarzenia doszło, gdy wygłaszał przemówienie. Nagle na scenę wkroczył 27-letni wówczas Stefan Wilmont.
Po wszystkim Adamowicz był pilnie operowany, ale mimo próby uratowania polityka, której podjęli się lekarze, ostatecznie zmarł 14 stycznia – informację podało wówczas Uniwersyteckie Centrum Kliniczne. Miał 53 lata. Jego urna z prochami znajduje się dziś w gdańskiej Bazylice Mariackiej.
Podczas ogłaszania nieprawomocnego wyroku dożywocia przewodnicząca składu orzekającego Aleksandra Kaczmarek podkreśliła, że „Stefan Wilmont popełnił zbrodnię bez precedensu w dziejach powojennej Polski” – przypomina RMF24.
Zdarzenie oglądało tysiące ludzi (było transmitowane przez media), którzy spodziewali się po prostu szczęśliwego zakończenia akcji WOŚP, co wiąże się tradycyjnie z wypuszczeniem „Światełka do nieba”. Sąd ustalił, że zabójstwo Adamowicza nie było „sprawą polityczną”.